Dnia 15 października odbyło się w Zespole Szkół im. Św. Edyty Stein KSW
zebranie członków i sympatyków TES, na którym ks. Antoni Zając wygłosił referat na temat “Krzyż w życiu Św. Edyty Stein”. Oto jego treść:
Każda biografia naszej patronki zauważa, a nawet podkreśla, że Edyta Stein przyjmowała Ewangelię dosłownie. Sam Edmund Husserl o swojej wybitnej uczennicy mówił, że „U Edyty wszystko jest na wskroś prawdziwe”. Natomiast o. Rafał Waltzer interpretując tę wypowiedź stwierdził, że umiłowanie krzyża – zasadnicza cecha duchowości Edyty Stein – oznaczało „głęboko na dnie duszy zakorzenioną gotowość pójścia wszędzie za Panem”.
Cała droga życiowa Edyty Stein naznaczona jest niestrudzonym poszukiwaniem prawdy i rozświetlona błogosławieństwem krzyża Chrystusowego. Jej pierwsze spotkanie z krzyżem nastąpiło u wdowy po przyjacielu z lat studiów, kobiety o silnej wierze, która zamiast rozpaczać z powodu tragicznej utraty męża, z krzyża Chrystusowego czerpała siłę i ufność. Edyta napisze o tym później: „Było to moje pierwsze spotkanie z krzyżem i mocą boską. Mocy tej krzyż udziela tym, którzy go niosą… Był to moment, w którym moja niewiara załamała się całkowicie… i Chrystus zajaśniał: Chrystus w tajemnicy krzyża”.
Swoje życie w cieniu krzyża Edyta kształtowała od chwili chrztu. Wyraźną wolą udziału w męce Pana obejmowała także czyjeś cierpienia, które współodczuwała. Niedługo po swoim chrzcie, jeszcze jako osoba świecka pisała do zakonnicy: „Musimy się nauczyć także i to znosić, że ktoś dźwiga swój krzyż, a my nie możemy mu ulżyć, co jest często trudniejsze niż cierpieć samemu.”
Wybór życia karmelitańskiego, do którego spieszyła, motywowała, odpowiadając na zapytanie przeoryszy, w ten sposób: „Nam nie może pomóc ludzka działalność, lecz cierpienie Chrystusa. Dlatego moim pragnieniem jest mieć w nim udział”. A więc w wyborze Karmelu widziała dla siebie najlepszą możliwość szukania i odnajdywania Chrystusowego krzyża.
Na czym więc polegał jej udział w krzyżu Chrystusa? Najpierw na doznaniu utraty wszelkiego znaczenia. Faktyczne wstąpienie do Karmelu było dla Edyty Stein zejściem z wysokości wspaniałej kariery naukowej w głębię braku znaczenia i poważania. W klasztorze nie było dla niej żadnych względów. Otrzymała imię zakonne Theresia Benedicta a Cruce, Teresa Benedykta od Krzyża, Teresa Błogosławiona od Krzyża. Krzyż coraz bardziej wypełniał jej życie. Niewątpliwym krzyżem dla Edyty była nieubłagana postawa ukochanej matki, chociaż zapewne jakąś ulgę przynosiły kreślone do niej w listach słowa mamy. Niezwykłym też znakiem była śmierć matki w święto Podwyższenia Krzyża dokładnie w godzinie odnawiania ślubów, kiedy Edyta wyraźnie czuła jej bliskość, nie wiedząc jeszcze, że umarła.
Pojęcie krzyża w życiu św. Edyty daleko wykracza poza zwykłe, potoczne rozumienie „krzyży i krzyżyków”, które nosi każdy człowiek. Wiedza krzyża coraz bardziej wypełniała całe jestestwo świętej, cały jej świat. Ona żyła, myślała, czuła, działała umbra crucis – w cieniu krzyża. W duchu teologii krzyża św. Jana od Krzyża, którą rozważała na klęczkach w godzinach medytacji, chciała „ze swej strony, w swoim ciele dopełnić braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”. Gdy w Niedzielę Wielkanocną 1935 r. złożyła czasową profesję, tylko jedno określenie znajdowała na wyrażenie swych przeżyć: „oblubienica Baranka”. W tym symbolu zawarła swe oddanie Bogu oraz przyjęcie i wejście w tajemnicę Jego krzyża. Edyta Stein identyfikowała się z niejedną postacią biblijną, ale najbliższa była jej Estera, która z pomocą Bożą i z narażeniem własnego życia przyczyniła się w sposób decydujący do uratowania swego narodu.
Własne życiowe koleje Edyty Stein i jej własna droga krzyżowa są jak najgłębiej związane z losem narodu żydowskiego. W pewnej modlitwie wyznaje Zbawicielowi, że wie o tym „iż Jego to krzyż został teraz nałożony na naród żydowski”, i wszyscy, którzy są w stanie to zrozumieć, „powinni wziąć ten krzyż dobrowolnie na siebie w imieniu wszystkich. Ja chciałabym to uczynić, On powinien by mi tylko pokazać, jak”. Równocześnie otrzymuje wewnętrzną pewność, że Bóg wysłuchał jej modlitwy. Im częściej można było widzieć na ulicach swastyki, tym mocniej osadzał się krzyż w jej życiu. Chciała Bogu odpowiedzieć na miarę Jego daru. Od chwili profesji wieczystej, złożonej 21 kwietnia 1938 r., jej pragnienie ekspiacji nabiera nowego akcentu i staje się świadomym przyzwoleniem na śmierć w formie wybranej przez Boga.
Oczywiście sprawa ekspiacji za niewiarę Żydów jest tylko jedną z intencji, za którą chce oddać życie. Głównym motywem ofiary siostry Teresy Benedykty od Krzyża jest chwała Boża i zespolenie się z wolą Pana, czyli uczynienie Jego spraw swoimi, aby się mogło wypełnić misterium Jego królestwa. Pan Ukrzyżowany i Zmartwychwstały, czyli miłość Boga wcielona w ludzkie Serce Jezusa nie jest kochana! To ożywia w niej ogromne pragnienie ekspiacji.
W duchu upodobnienia się do Jezusa Ukrzyżowanego rezygnuje z posiadania prawa należenia do Karmelu w Echt. Zapewne z obawy przed represjami „za ukrywanie Żydów”, kapituła echteńska nie przyjęła jej do grona swych członków, co dla niej stanowiło zapewne bolesne upokorzenie. Pisze wtedy: „W sprawie mej stabilizacji nie chcę już nic czynić. (…) Jestem ze wszystkiego zadowolona. Scientiam crucis (wiedzę krzyża) można zdobyć tylko wtedy, gdy się samemu, do głębi, krzyża doświadczy. Od początku byłam o tym przeświadczona i powiedziałam z głębi serca: Ave crux, spes unica (Witaj, krzyżu, jedyna nadziejo!).” Widziała krzyż zbliżający się ku niej z całym nieubłaganiem, lecz nie uciekała przed nim, ale witała go jako jedyną nadzieję, aby go objąć.
Najgłębszej istoty krzyża dotykała w ostatnich dwóch latach życia, gdy pragnienie ekspiacji za grzechy wyrażało się u niej coraz silniej w pragnieniu pojednania z prześladowcami, z tymi, którzy pogrążyli świat w odmęcie nienawiści i wojny. Twierdziła wtedy, że „nienawiść w świecie nigdy nie może mieć ostatniego słowa. Trzeba jej się przeciwstawić modlitwą i zastępczą pokutą i znosić ją w duchu wybłagania ostatecznej łaski dla tych, którzy nienawidzą. Czy rany Jezusa nie są znakami tej miłości, mocniejszej od wszystkiego?” Dzięki temu Edyta Stein zginęła nie tylko jako ofiara nienawiści, lecz jako ta, która odpowiedziała na nią w duchu chrześcijańskiej mocniejszej miłości, miłości, która jest uczestnictwem w miłości samego Chrystusa.
Chrystus Ukrzyżowany i Zmartwychwstały, Maryja, wielki mistyk Jan od Krzyża i nade wszystko płomienny prorok Eliasz dodawali jej sił w burzach przeróżnych doświadczeń. Na końcu zawsze znajdowała miłość „w szmerze łagodnego powiewu”.
Siostra Janina Immakulata Adamska pisze: „W więzi czasu z wiecznością, a także wspólnoty z samotnością kształtowała się duchowość Edyty Stein, karmelitanki, która świadomie wybrała „zgorszenie i głupstwo krzyża” i weszła w milczeniu w otchłań poniżenia, samotna duchowo, lecz we wspólnocie ludzi, których kochała. Dopełniła swego holocaustum w komorze gazowej Auschwitz jako ofiara całopalna.” W ciemności komory gazowej zgasło światło jej życia na tym świecie, aby w wielkanocnym blasku na nowo rozpromienić się przy Bogu. Błogosławiona dzięki krzyżowi znalazła to, czego szukała przez całe swoje życie: zupełną przynależność do Boga.
Krzyż, który z jej własnego wyboru wypełnił jej życie, nie był dla Świętej celem w samym sobie. Nie był ostateczną i skończoną wartością. Jak u Chrystusa był narzędziem, okrutnym i krwawym, ale narzędziem naszego zbawienia. Tak u Edyty był drogą do uzyskania pełni w Chrystusie. To też są jej słowa: „Krzyż i noc są drogą do światła. Takie jest radosne orędzie Krzyża.”opracował ks. Antoni Zając